sobota, 20 września 2014

"Więzień labiryntu": osada zagubionych - recenzja filn.onet.pl

„Więzień labiryntu” debiutującego w pełnometrażowym kinie fabularnym Wesa Balla, ekranizacja popularnej powieści dla młodzieży autorstwa Jamesa Dashnera, to pozytywna niespodzianka. Dynamiczne, atrakcyjne wizualnie, wciągające od pierwszych minut kino przygodowe dla młodego widza, które nie unika fabularnych uproszczeń i błędów logicznych, ale w ostatecznym rozrachunku dostarcza zarówno emocji, jak i przyjemnej rozrywki.



„Nie jesteś taki jak pozostali. Jesteś ciekawski”, dowiaduje się w jednej ze scen „Więźnia labiryntu” jego główny bohater, niejaki Thomas, który pewnego dnia obudził się w dziwnej osadzie otoczonej przez gigantyczne mury i kryjący się za nimi nieprzebyty labirynt. Choć wszyscy zamknięci w tej kuriozalnej pułapce chłopcy (jedyna dziewczyna pojawia się dopiero w połowie filmu) zostali pozbawieni wspomnień przez tajemnicze siły, które stworzyły to miejsce, z ich umysłów nie dało się najwyraźniej wymazać pewnych naleciałości współczesnego kina młodzieżowego. Thomas jest rzeczywiście inny, bardziej zaradny, zdecydowanie odważniejszy, czasami zachowując się jak jakiś mityczny Wybrany, który ma wyprowadzić swój lud z niewoli. Chłopak stanowi oczy i uszy widza, wraz z nim poznajemy reguły rządzące filmową osadą oraz całą mitologię świata przedstawionego. Nie dziwi więc fakt, że Thomas jest modelowym buntownikiem na miarę dzisiejszych czasów – inteligentnym i niezależnym, zadziornym i zarazem empatycznym, a jednocześnie fajnym chłopakiem, który potrafi być prawdziwym liderem.


„Więzień labiryntu” unika na szczęście wielu innych schematów. Przykładowo, nie ma w nim żadnego wątku romantycznego, nawet gdy na ekranie pojawia się urocza Kaya Scodelario, która udźwignęłaby zapewne takie aktorskie wyzwanie. Na miłostki nie ma po prostu czasu – Wes Ball funduje swoim bohaterom prawdziwy survival, w którym główne role grają tajemnicze biomechaniczne potwory oraz skrywający się gdzieś za murami sekret celowości powstania labiryntu. I dalej, obsada „Więźnia labiryntu” to w większości mało znane i nieopatrzone jeszcze twarze (Dylan O'Brien jest kojarzony z serialem „Teen Wolf: Nastoletni wilkołak”, Scodelario z brytyjskimi „Kumplami”, Will Poulter z drugiego planu w „Millerach”, a Thomas Brodie-Sangster nie wyszedł jeszcze do końca z cienia roli pasierba Liama Neesona w „To właśnie miłość). W osadzie nie ma miejsca na występy gwiazd, których nazwiskami i twarzami można promować film. Co więcej, mimo wyraźnego podziału na pierwszy, drugi i trzeci plan, ekipa aktorska tworzy wrażenie prawdziwej zbiorowości, co rzutuje również na klimat panujący na ekranie.

Ballowi udało się uzyskać na ekranie poczucie świeżości, nie pozbywając się jednocześnie młodzieżowych aspektów koncepcji wyjściowej. A poprzez położenie nacisku na przygodowy aspekt filmu – na odkrywanie różnych zakątków niebezpiecznego labiryntu, dramatyczne ucieczki przed potworami, rozwiązywanie intrygujących łamigłówek, walkę o przywództwo nad słabszymi psychicznie członkami osady - „Więzień labiryntu” zyskał dodatkowo na czystej rozrywkowości. Ball postanowił nie tracić czasu na bawienie się w ukazywanie powolnej przemiany bohatera w Bohatera, lecz od pierwszych chwil filmu uczynił go postacią aktywną, w pełni ukształtowaną, której sama tylko obecność staje się katalizatorem zmian. A dzięki temu, że pozbył się wielu topornych schematów tego typu kina, mógł dać większej ilości postaci coś ciekawego do roboty. Jedyne, co naprawdę boli w przypadku „Więźnia labiryntu”, to zupełnie nie przystająca do całości końcówka, która ostatecznie ujawnia młodzieżowy rodowód powieści Dashnera. A także status tej adaptacji jako potencjalnej kury znoszącej złote jajka – książki są jeszcze trzy, drugi film w drodze.

Film Balla nie ma w sobie wiele fabularnej oryginalności, prezentując raczej zlepek różnego rodzaju wcześniej wykorzystanych pomysłów, które udało się ułożyć w dość koherentną całość. Ot, ekranowa osada i panujące w niej reguły przypominają miejsce akcji z filmu M. Night Shyamalana. Nad całością „Więźnia labiryntu” unosi się atmosfera znana z serialu „Zagubieni” - sam zresztą prolog, w którym zdezorientowany Thomas budzi się w klatce wiozącej go do osady, zdaje się być nawiązaniem do pierwszych chwil Jacka na wyspie. Nie można też zapomnieć o ewidentnym wpływie „Władcy much” Williama Goldinga na linię fabularną – wśród chłopców dochodzi w pewnym momencie do drastycznego rozłamu i jedynie konwencja gatunkowa oraz przyjęta kategoria wiekowa powstrzymują ich przed rozlewem krwi. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż dynamiczne tempo akcji, świetnie nakręcone, udźwiękowione i zmontowane sceny ucieczek, atrakcyjne lokacje oraz solidna postawa młodych aktorów robią swoje – w ten świat można się bez reszty wciągnąć, dać się porwać opowiadanej przez Balla przygodzie. Nawet jeśli pewne uproszczenia fabularne oraz zawodzące zakończenie sprawią, że „Więzień labiryntu” nie zaciekawi bardziej wymagających widzów, film ten sprawdza się dobrze jako bezpretensjonalna rozrywka.

źródło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...