Kontynuacja zaskakująco fajnego "Więźnia labiryntu" jest znacznie bardziej widowiskowa i rozbudowana mitologicznie, przez co traci klimat części pierwszej i poświęca rozwój postaci na rzecz tworzenia kolejnej przebojowej serii filmowej. "Próby ognia" są jednak ciągle atrakcyjną wizualnie i ciekawie poprowadzoną pozycją, która spodoba się docelowej widowni.
Dzięki temu "Próby ognia", podobnie jak "Więzień labiryntu", nie spuszczają praktycznie od pierwszych sekund z survivalowego tonu, bo na ekranie dzieje się tyle, że scenami akcji można by obdzielić kilka pomniejszych projektów. Tyle że im dłużej obserwujemy poczynania Thomasa (Dylan O'Brien), Teresy (Kaya Scodelario) i pozostałych uciekinierów, tym mocniej uświadamiamy sobie, że wszystkie ich przygody stają się z każdą kolejną minutą coraz bardziej schematyczne i wtórne w kontekście innych młodzieżowych filmowych dystopii. Dochodzi nawet do tego, że "Próby ognia" zbliżają się zaskakująco mocno do tego, co pokazał kilka miesięcy temu Robert Schwentke w "Zbuntowanej". Bierze się to oczywiście w dużej mierze z powieści Jamesa Dashnera, na których seria "Więzień labiryntu" została oparta, ale nie można rozgrzeszać z tego powodu filmowców, którzy w połowie filmu przestają się starać i zaczynają wybierać najbardziej konwencjonalne rozwiązania. W efekcie świat przedstawiony przestaje mieć w pewnym momencie większy sens, zarówno fabularnie, jak i geograficznie, byle tylko utrzymać napędzane kolejnymi pościgami, ucieczkami i zwrotami akcji tempo. To, co definiowało część pierwszą, czyli klimatyczny survival w ograniczonych przestrzennie lokacjach, zostaje zapomniane.
Mimo to "Próby ognia" mogą się podobać, bowiem Ball wykorzystał dany mu budżet prawdopodobnie do maksimum, kręcąc dziesiątki atrakcyjnych wizualnie scen, które raz trzymają na krawędzi fotela (ucieczka przez potworami w ledwie oświetlonych korytarzach), by za chwilę zmienić lokację, tonację, a także dać widzowi odrobinę oddechu, starannie przygotowując kolejne sekwencje akcji. Wielka szkoda, że scenarzysta T.S. Nowlin zmusza reżysera zbyt często do stopowania atrakcji na rzecz rozbudowywania relatywnie skomplikowanej, a jednocześnie łatwo rozpoznawalnej z innych młodzieżowych produkcji mitologii. Ale jest to efekt tego, że "Więzień labiryntu" odniósł na tyle duży sukces, że producenci ewidentnie postanowili zbliżyć się do rozwiązań wypracowanych przez innych twórców. Jak na ironię, to właśnie odejście lub zminimalizowanie tychże konwencji było jednym z elementów, który wyróżniał "Więźnia labiryntu", ale trudno było się spodziewać, że kontynuacja, w której wszystkiego musi być z założenia więcej, oprze się dodawaniu poczynaniom bohaterów prostych ideologii i taniej dramaturgii. "Próby ognia" to ciągle fajne kino rozrywkowe, które oferuje fajny eskapizm, obawiam się jedynie, że w części trzeciej spadek poziomu będzie o wiele bardziej zauważalny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz